Dziadkowie ..
Dziadkowie…
Zamierzam rozprawić się z tym tematem dziś raz, porządnie.
Kiedy byłam mała, miałam tylko jedną babcię. Los tak
chciał, że nie było mi dane poznać pozostałych dziadków. Sięgam pamięcią do
spotkań z babcią i pamiętam … pamiętam jej delikatną, pomarszczoną skórę,
pamiętam jak śpiewała mi o Dorotce, opowiadała różne historie, przynosiła
Kinder Niespodzianki. Pamiętam, że zawsze była życzliwa, miła, uśmiechnięta.
Bardzo, ale to bardzo pragnę, aby moje dziecko miało
jak najdłużej dziadków zarówno z mojej, jak i z męża strony. Codziennie widzę ile radości sprawia im
możliwość kontaktu z najukochańszą wnuczką. Jeszcze jak byłam w ciąży, ta
ogromna czułość i miłość była widoczna w ich oczach kiedy dotykali
brzuszka.
My naprawdę doceniamy ich obecność. Doceniamy to, że
w razie czego służą pomocą i radą… ALE . No właśnie, zawsze musi pojawić się
jakieś ALE.
Przyjęło się, że rodzice są od wychowywania, a
dziadkowie od rozpieszczania. Mają do tego takie nie pisane prawo. Tak musi być
i koniec.
Czy to jest dobre?
Pamiętam swoje rozterki jeszcze kilka miesięcy temu.
Brak jakiegokolwiek porozumienia z dziadkami zarówno
jednymi, jak i drugimi w kwestii wychowania i karmienia Hani.
Przecież to my jesteśmy rodzicami, wiemy, co jest
dla Naszego dziecka najlepsze, wiemy jak chcemy je wychować…
Przecież to my Was wychowaliśmy, mamy większe
doświadczenie w wychowywaniu dzieci niż Wy, to my mamy rację…
Każdy ma swoje zdanie. Prawda jest po środku.
Dziadkowie z czasem zmieniają się. Coś, co było zabraniane
ich dzieciom, dla wnucząt jest na „to” przyzwolenie.
Dlaczego tak jest? Nie wiem, nie znam na to pytanie
prawidłowej odpowiedzi, ale przypuszczam, że dzieje się tak, ponieważ kiedy Oni
wychowywali Nas, to pragnęli, żebyśmy byli dobrymi ludźmi, z zasadami,
kulturalni … Kiedy pojawili się wnuki, to cała odpowiedzialność za dobre
wychowanie leży w rękach rodziców, a dziadkom pozostaje nic innego, jak cieszyć
się każdą chwilą spędzoną z wnukiem/wnuczką i czerpać radość z tych spotkań, z
każdego uśmiechu podarowanego im przez wnuczka. Ich zadaniem jest
uszczęśliwiać.
ALE czy dziadkowie wszystko mogą? Teoretycznie nie, przynajmniej
nie powinni, a praktycznie … różnie to wychodzi.
W Naszym przypadku wszystko kręciło się wokół
wprowadzania do diety Hani słodyczy oraz ciągłego noszenia Hani na rękach, a
później doszło do tego przyzwolenie na
wszystko.
Hania jest rozumną istotką i świetnie jej wychodziło manipulowanie dziadkami. Potrafiła wymusić
u nich wszystko.
Nie podobało mi się również traktowanie mnie jak
dziecka, które nic nie wie… Jestem matką Hani i wiem co dla niej jest
najlepsze. Dlaczego tak ciężko się z tym
pogodzić? Dlaczego żadne argumenty nie docierały do dziadków?
Jedna z czytelniczek
poruszyła mnie komentarzem. Zarzuciła, że zachowuję się jak małolata, ponieważ
nie mogę się pogodzić z tym, iż dziadkowie są od rozpieszczania. Tak przecież było, jest i będzie… że powinnam
również postawić się na miejscu dziadków, czy byłoby mi miło gdyby Hania
prawiła mi jakieś morały…
Tak więc … jakbym zachowywała się jak małolata, to
miałabym w nosie wychowanie swojego dziecka i pozostawiła je dziadkom- niech
wychowują po swojemu. Tak nie jest i nie będzie.
Dziadkowie są od rozpieszczania, ale są pewne
granice. . .
Dziadkowie dobrze wychowali zarówno mnie jak i
mojego męża, ale taką samą rozmowę musieli przeprowadzać ze swoimi rodzicami- powinni
zrozumieć, ponieważ sami w takiej sytuacji byli i teraz w takiej sytuacji
stawiają Nas.
Bardzo doceniam pomoc dziadków i ich zainteresowanie
wnuczką- naprawdę, ale chciałam, żeby zaczęli uważać mnie za mamę, dorosłą
kobietę, a nie swoje dziecko, które naczytało się książek i oczekuje Bóg wie
co, bo przecież oni nic złego nie robią- a sami zapomnieli, jak to musieli
walczyć o to samo ze swoimi rodzicami.
Morały? Żadne morały, tylko prośby i argumenty utwierdzające słuszność moich racji...
Morały? Żadne morały, tylko prośby i argumenty utwierdzające słuszność moich racji...
Hania
uwielbia gdy się z nią bawię ja czy jej tata, czy oczywiście dziadkowie. Ale
przecież muszę ugotować obiad i co? Mam puścić ją samopas niech biega po
kuchni? Nie! W krzesełku jest bezpieczna, a ja nawet robiąc obiad poświęcam jej
uwagę. Ona musi wiedzieć, że tę chwilkę musi poczekać.
Co do zakazów…
Dziecko musi wiedzieć co wolno, a czego nie. Żyjąc w społeczeństwie
również mamy nakazy i zakazy.
Nie mogę pozwolić dziecku wejść sobie na głowę, bo
tak chce.
Załóżmy, taka sytuacja: Hania podchodzi do stołu i
sięga kubek- tym razem pusty.
Pozwolę jej, przecież jest pusty- a co będzie kiedy pojedziemy do znajomych, kubki będą stać na stole, Hania podejdzie i sięgnie kubek w którym będzie świeżo zaparzona kawa i co? Oczywiście nikt nie dopuściłby do takiej sytuacji, ale to taki przykład…
Pozwolę jej, przecież jest pusty- a co będzie kiedy pojedziemy do znajomych, kubki będą stać na stole, Hania podejdzie i sięgnie kubek w którym będzie świeżo zaparzona kawa i co? Oczywiście nikt nie dopuściłby do takiej sytuacji, ale to taki przykład…
Hania wie, że ze stołu nic nie wolno. Wiele razy
odmowa z mojej strony kończyła się Hankowym płaczem, wymuszanym płaczem.
Krzywda jej się działa? Nie.
A czy siedząc w
krzesełku coś jej się dzieje złego? Nie... kiedy ja przygotowuję
posiłki, miejsce na krzesełku jest bezpiecznym miejscem dla Hani.
Pamiętam niemoc i rażącą zmianę w zachowaniu Hani u
dziadków. Byłam zła oraz jednocześnie było mi przykro. Przykro, że nikt się z
moim zdaniem nie liczył. Kiedy przebywaliśmy
w domu sami, Hania nie protestowała przy zmianie pieluchy, czy przy siedzeniu
na krzesełku zajadając się chlebkiem, kiedy to przygotowywałam śniadanie. Kiedy
na horyzoncie pojawiali się dziadki, zachowanie zmieniało się o 360 stopni.
A co do słodyczy… temat rzeka. Przecież czekoladki
nic nie szkodzą … słodycze są super i dzieci po nich są szczęśliwe.
Argumenty typu otyłość, próchnica … to żadne
argumenty.
Co Nam pomogło?
Rozmowa.
Co prawda nie jedna, ale grunt, że przy każdej
kolejnej były postępy.
Jak to u Nas się wszystko ułożyło?
Po pierwszej rozmowie było oburzenie- bo przecież
dziadkowie chcą dobrze. Po drugiej wyparcie- przecież My nie mamy racji,
dziecku nic złego się nie dzieje. Po każdej kolejnej przyznanie racji. No tak,
przecież Oni ze swoimi rodzicami również walczyli.
Trochę racji mamy… Lepiej zamiast słodkiej czekoladki dać bananka, jabłuszko...
Trochę racji mamy… Lepiej zamiast słodkiej czekoladki dać bananka, jabłuszko...
Z czasem również dziadkowie zauważyli pewne rzeczy.
Obserwowali. Obserwowali zachowanie Hani i zaobserwowali, że Hania faktycznie
nimi manipuluje, że faktycznie nie wyolbrzymiam wszystkiego.
Przecież wcześniej wspomniany przykład z kubkiem może się zdarzyć. Czyja to wina wtedy, dziecka? Nie. Przecież miało przyzwolenie, a do tego jeszcze chwila nieuwagi...
Przecież wcześniej wspomniany przykład z kubkiem może się zdarzyć. Czyja to wina wtedy, dziecka? Nie. Przecież miało przyzwolenie, a do tego jeszcze chwila nieuwagi...
Jak wyglądają Nasze relacje teraz?
Super!
Nie muszę upominać o nic, ani prosić milion razy. Noszenie na rękach już dawno Nam się „rozwiązało”, bo przecież Panna Hanna śmiga jak szalona po całym domu. Temat słodyczy, to temat zamknięty. Wymuszanie na dziadków już nie działa. I co najważniejsze, dziadkowie wzięli stronę rodziców. Trzymamy razem sztamę w kwestii wychowania Hani. Hani się to początkowo nie podobało, ale już jest wszystko jak należy. Hania jest mądrą dziewczynką, bardzo pojętną i nie mówię tak, tylko dlatego, że to moja córka :)
Super!
Nie muszę upominać o nic, ani prosić milion razy. Noszenie na rękach już dawno Nam się „rozwiązało”, bo przecież Panna Hanna śmiga jak szalona po całym domu. Temat słodyczy, to temat zamknięty. Wymuszanie na dziadków już nie działa. I co najważniejsze, dziadkowie wzięli stronę rodziców. Trzymamy razem sztamę w kwestii wychowania Hani. Hani się to początkowo nie podobało, ale już jest wszystko jak należy. Hania jest mądrą dziewczynką, bardzo pojętną i nie mówię tak, tylko dlatego, że to moja córka :)
Uwielbiam Hani i dziadków rytuały.
Uwielbiam patrzeć na radość i szczęście bijące od
nich przy wspólnym spędzaniu czasu.
U jednych dziadków do zobaczenia ma ptasie (kaczki,
kurki ozdobne i bażanty, kanarki), zabawa z psem, spacer za dom, żeby zobaczyć
konie, zrywanie z drzew liści… U drugich oczywiście dużo psiaków, zrywanie
pomidorów w szklarni, prychanie na kota :)
Cieszę się ogromnie, że w końcu doszliśmy z dziadkami do porozumienia.
Dużo kosztowało to Nas cierpliwości, czasu i nerwów, ale warto.
Pamiętajmy, że z dziadkami nie powinniśmy żyć obok
siebie, ale razem … razem, gdzie każdy wypełnia swoją rolę. To daje rodzicom
oparcie, dziadkom poczucie spełnienia oraz radość, a dzieciaczkom poczucie
bezpieczeństwa, miłości, radości…
Cieszę się również, że doszliśmy z dziadkami do
porozumienia, że „gramy w tej samej drużynie”. Przecież zarówno my rodzice, jak
i dziadkowie- chcemy wszystkiego co najlepsze dla Naszej Hani. Doceniam również
to, że mamy szczęście z dziadkami, ponieważ w razie czego służą pomocą, radą. Powtarzam się, ale fajnie, że doszliśmy do porozumienia :)
Kochamy swoich rodziców i ciężko by było toczyć z
nimi spory o wychowanie Naszego dziecka. Dobrze, że jednak kierują się zdrowym
rozsądkiem, że przemyśleli wszystko na spokojnie...
Dobranoc, Milena.
oj, mam nadzieję że to nie ja zrobiłam Tobie przykrość komentarzem, bo nie to miałam na celu. zdecydowanie jestem za tłumaczeniem dziecku niż zakazami.zauważyłam że Ątusia nie buntuje się jak wie dlaczego czegoś nie może.Mamusia Mężusia mega rozpieszcza nasze dziecko. ale mnie to nie stresuje, bo nasze dziecko dobrze wie, że z Babcią może to, z rodzicami nie może. nie wkurza się. aczkolwiek u Was to nieco inaczej chyba, bo WY mieszkacie bliżej siebie :) m
OdpowiedzUsuńMożesz być spokojna, bo to nie o Ciebie chodziło :) Myślę, że u Nas byłoby podobnie jak i u Ciebie, gdybyśmy mieszkali sami. Mieszkamy z moimi rodzicami, a drudzy dziadkowie mieszkają parę km dalej. Niedługo będzie się budował Nasz domek, więc myślę, że kiedy zamieszkamy "na swoim", to też będzie inaczej :) Za tłumaczeniem również jestem jak najbardziej ZA. Na przykład w pokoju u rodziców jest grzejnik z tak zwanymi żebrami. Jakby Hania się przewróciła, mogłaby sobie rozciąć głowę. Hanię zawsze do tego grzejnika ciągnęło. Teraz do nich nie podejdzie. Dlaczego? Ponieważ raz jeden pokazaliśmy, że grzejnik jest gorący i nie wolno. Czasem tylko Hania weźmie za rękę babcię i ciągnie do grzejnika i mówi Hhh, po czym odchodzi- tak jakby chciała babci powiedzieć, że nie wolno, bo gorący grzejnik :)
UsuńFajnie, ze doszlas do porozumienia z dziadkami Hani, czasem wystarczy rozmowa. Dziadkowie niby chca dobrze dla wnukow, ale czasami pozwalaja im na duzo wiecej, niz rodzice i dzieciaki to wykorzystuja. U mnie jest podobnie, bo babcia malej nieba by jej przychylila i nie rozumie, ze czegos dziecku mozna zabronic. Dla jej dobra wlasnie mozna, bo tak jak napisalas, gdyby Hania siegnela po kubek, w ktorym bylaby ciepla herbata, to co by sie wtedy stalo? Do nas za niedlugo przyjezdzaja dziadkowie i mam nadzieje, ze obedzie sie bez gadek:).
OdpowiedzUsuńFajnie mieć takich dziadków :) Ja też mam ciężkie przeprawy z teściową, ale na szczęście się słucha... ale uciążliwe jest to ciągłe zwracanie uwagi, tłumaczenie czemu robię tak a nie inaczej... ech.
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, ze doszliście do porozumienia. Bo taka szarpanina bywa męcząca i dla Was, i jak również dziecko nie wie o co Wam dorosłym chodzi.
OdpowiedzUsuńCudownie, że udało się Wam dojść do porozumienia i gracie w jednej drużynie :)
OdpowiedzUsuńWspaniała wiadomość, że udało się porozmawiać, ustalić to co ważne i możecie cieszyć się sobą :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że udało Wam się porozumieć. U nas jeszcze do tego daleka droga:)
OdpowiedzUsuńOj u mnie też daleko do porozumienia z jedną z babć.. :( Ostatnio, gdy powiedziałam teściowej, że jajko niespodziankę córka dostanie dopiero gdy poprawi swoje zachowanie, babcia ukradkiem wzięła je i przemyciła małej. Gdy zauważyłam sytuację, córka pokazała mi język! Pierwszy raz się to zdarzyło, ale to tylko dowód na to, że dziecko przy babci nie ma u mnie autorytetu... dlatego też spotkania z nią są ukrócone do minimum, a nie jak kiedyś - codzienne, gdyż tłumaczenie przestało mieć jakikolwiek sens :(
OdpowiedzUsuńMilena jestes żywym przykładem na to, że jak się chce, to można! Można się dogadać. Super, cieszę się. Pewnie kamień spadl Ci z serca i nie masz już tego zmartwienia.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak ciężki kamień spadł mi z serca :)
UsuńU mnie niestety ciężko z przyszłą teściową. Wie wszystko najlepiej jak chyba każda "typowa" teściówka! Niestety często kończy się to nerwową atmosferą, w momentach kiedy któraś z nas chce mieć swoją rację. Wydaję mi się, że powinnam być bardziej asertywna i nie dać sobie wejść na głowe, bo w końcu ostatecznie moje zdanie przecież się liczy? :) Pozdrawiam i zapraszam do siebie!
OdpowiedzUsuńwww.mamapoznanianka.blogspot.com