Welcome back :)
Dawno mnie tu nie było... oj dawno. Z resztą tak samo, jak i na FB.
Jedni się martwią i piszą, co słychać, inni całkiem zapomnieli,
że jakaś tam Mamuśka M. istnieje. Statystyki wciąż mnie zadziwiają, bo pomimo, że od dawna nic sensownego się nie pojawiło na blogu, to statystyki pokazują, że jednak ktoś zagląda, wraca do starych wpisów.
że jakaś tam Mamuśka M. istnieje. Statystyki wciąż mnie zadziwiają, bo pomimo, że od dawna nic sensownego się nie pojawiło na blogu, to statystyki pokazują, że jednak ktoś zagląda, wraca do starych wpisów.
Próbuję się tym motywować, ale uwierzcie, z motywacją ciężko
u mnie ostatnio.
u mnie ostatnio.
Zaglądam od czasu do czasu na FB, na ulubione i te mniej ulubione blogi i podziwiam zapał z jakim blogerki angażują się w urozmaicanie blogosfery.
Zapał, ale i skutek ich działań.
Może im zazdroszczę?
Nieee :)
Od przygody z ciekawskimi na poprzednim blogu, nie lubię chwalić się co u Nas, nie lubię robić sobie selfie- nawet jakbym chciała, to nie potrafię, nie mam nawet ulubionego uśmiechu, który mogłabym przykleić sobie do twarzy do każdego zdjęcia, a na insta wrzucę fotkę, jak mi się przypomni :)
Nie poruszam tematów politycznych, nie angażuje się w cudze sprawy, nie potrafię i nie lubię oceniać innych ludzi, nie chcę nawet poruszać tego typu tematów byle tylko zyskać na liczbie odsłon,
czy polubień.
czy polubień.
A co do polubień, na nowym fanpage'u mam ich zaledwie ponad 100, na starym zaś mam ponad 400 i wciąż ich przybywa- nie mam zielonego pojęcia dlaczego.
Skoro mowa o Facebook'u, to zdecydowanie mnie nie lubi, tnie zasięg po całości, więc śmiało mogę się starać, a i tak maksymalnie 10 osób zobaczy moje wypociny, więc najzwyczajniej w świecie zniechęciłam się totalnie, by cokolwiek pisać.
Prosić o lajki nie lubię, wychodzę z założenia, że jeśli ktoś chciałby być na bieżąco z tym, co na blogu, po prostu klikałby "Lubię to", jeśli tego nie robi, to po prostu nie interesują go treści, które mam do przekazania.
Ogólnie to te hormony chyba tak działają na mnie,
niezdecydowana i niezorganizowana jestem w tym moim blogowaniu - na coś muszę zwalić winę ;)
Ogólnie to te hormony chyba tak działają na mnie,
niezdecydowana i niezorganizowana jestem w tym moim blogowaniu - na coś muszę zwalić winę ;)
Wyszłam z wprawy, wena spakowała walizki i pojechała do ciepłych krajów wygrzewać się- mam nadzieję, że wróci.
Przyznać się również muszę, że już krótka chwila dzieliła mnie od tego, by usunąć bloga i zniknąć z blogosfery. Na szczęście się opamiętałam. Myślałam nad zmianą nazwy, nad rozpoczęciem wszystkiego od nowa,w ostateczności zmieniłam tylko szablon :)
Taka niezdecydowana jestem :)
Nowy notes zapełnia się od tematów, które chciałabym poruszyć.
Niestety włączam komputer, kładę palce na klawiaturze i czarna dziura.
Nie wiem jak zacząć, od czego zacząć. Skupić się nie mogę!
W głowie siedzi mi myśl, a raczej pytanie, które stawiam sobie codziennie "czy dziś znów będę wymiotować?!".
W sumie nie mam co narzekać, od tygodnia nie wymiotowałam,
to już jest coś :)
to już jest coś :)
Tak, ciąża daje mi w kość, jest zdecydowanie ciężej niż za pierwszym razem.
Wiedziałam na co się piszę i nikt mi nie obiecywał,
że będzie kolorowo.
że będzie kolorowo.
Wczorajszego dnia rozpoczęłam III trymestr i już jest bliżej jak dalej.
Zleci ekspresowo. Ja to wiem :)
Na zakończenie tylko napisze jeszcze, że fajnie jest być offline :) Odzwyczaiłam się od komputera, telefonu ... komputer potrafi stać kilka dni wyłączony, ale przyznam się, że jednak czasem brakuje mi pisania na blogu.
Wierzę, że moja niemoc minie, gdy tylko w pełni odzyskam siły.
W końcu przez dwa trymestry towarzyszyły mi wymioty.
Byłam osłabiona, a pozostałe siły wolałam gromadzić, by móc potańczyć z Hanią w rytm Woogie boogie, bądź nad przygotowaniem czegoś kreatywnego.
Przez dotychczasowy okres ciąży starałam się, by Hania nie odczuła mojej niemocy.
Na dziś to tyle :)
Odezwę się niebawem :)
Postawiłam sobie za cel 2 wpisy w tygodniu- minimum :)
Mam nadzieję, że pozostaniecie z Nami na dłużej :)
Mam również nadzieję, że przybędzie jeszcze czytelników :)
Pozdrawiam, M.
P.S. Ściskam mocno wszystkich tych, którzy tu zaglądają i czekają :*
Coś o problemie z motywacją wiem. Okres świąteczny i po... totalnie mnie rozleniwił. Mam nadzieję, że to wróci do normy. Czego i Tobie życzę. Ale przede wszystkim szczęśliwych chwil w pełnym rodzinnym komplecie :).
OdpowiedzUsuńCzasem trzeba odpocząć od blogowania, ja tak miałam przez ostatnie miesiące starego roku- wpisy pojawiały się u mnie bardzo rzadko, bo czułam, że muszę sobie odpocząć. Tak się stało i teraz lepiej mi się bloguje.
OdpowiedzUsuńCo do ciąży, to mam podobnie- ta druga przebiega o wiele gorzej. To jednak wytłumaczalne, bo przy pierwszej mogłam odpoczywać do woli, a teraz przy biegającej Gai to nie jest już takie proste :). Pozdrawiam!
Wracaj Kochana, wracaj :) ja, jak widzisz też mam problem z motywacją, ale i obowiązków doszło i zdrowie ciągle w kiepskim stanie. Brakuje mi regularnego pisania, ale pewnych rzeczy się nie przeskoczy, a czasami i lepiej nie przeskakiwać ;) ściskam :*
OdpowiedzUsuńCzasem nie warto robić nic na siłę a warto poczekać. ..odpocząć by potem wrócić i zacząć od nowa być może nawet lepiej.
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego życzę! zdrówka i odpoczynku:)
Pozdrawiam!
martaimama.blogspot.com
U mnie ostatnio z tą motywacją też ciężko ... zaniedbałam wszystko co mogłam zaniedbać ... i wcale nie jestem w ciąży ;) ale za to jestem słomianą wdową i odkąd mąż pojechał w delegacje widuje go bardzo rzadko, zostałam sama ze wszystkimi obowiązkami + praca .... ale my kobiety już tak mamy, że po jakimś czasie odradzamy się na nowo niczym feniks z popiołu :D Więc tego Ci mamuśka życzę, nieustającej weny i dużo siły i cierpliwości :*
OdpowiedzUsuńJak super, że mdłości Ci odpuściły! Oby już teraz te mdłości dały Ci całkowicie spokój!!! Żebyś mogła spokojnie przygotować się do rozwiązania. I cieszę się, że jednak nie wylogowałaś się całkowicie z pisania! Całuski :*
OdpowiedzUsuńTez miałam ostatnio przerwę i uważam, że była mi potrzebna. Nabrałam sił i wróciłam w lepszej formie, tego i Tobie życzę :)
OdpowiedzUsuńNic na siłę. Ciążą to nie choroba, ale normalny stan to też nie jest, więc masz prawo się tak czuć. Zbieraj siły i wracaj z nową mocą :)
OdpowiedzUsuńU mnie tez cienko z wena, a jeszcze gorzej z wolnym czasem.
OdpowiedzUsuńMnie nie ma juz pol roku na FB I nawet nie odczuwam jego braku. Wrecz przeciwnie - zyskalam wiecej czasu I odzyskalam swoja "prywatnosc". Nikt mnie nigdzie nie zaznacza, nie widuje reklam I irytujacych fotek "znajomych". Dla kazdego cos dobrego.
Trzymaj sie. Oby III symestr minal latwiej I bez wymiotow.
Odpoczynek od sieci jest wskazany :) Wszystkiego dobrego :)
OdpowiedzUsuńII trymestry zwracania- buu, nie lubimy tego :(
OdpowiedzUsuńW ciąży z Anielką ani razu nie zwracałam i naprawdę nie chcę sobie nawet wyobrażać, jak to musi utrudniać codzienne życie. Bo pewnie jeść się nawet nie chce...Trzymajcie się ciepło i odpoczywaj, ile tylko chcesz! Jak poczujesz wenę to będziesz pisać, a my cierpliwie czekać :) Pozdrawiamy :*
A gdzie Ty się kochana wybierałaś? Nieładnie! ;) Chyba większość z nas przechodzi kryzysy, spowodowane różnymi sprawami.Cieszę się, że wróciłaś. p.s. Co do wymiotów to wiem co czułaś, ja ze Stefano wymitowałam do samego końca - bleee. Ściskam mocno
OdpowiedzUsuńZ tym fb i lajkami nie uwzględniłaś sierot, które całkowicie nie ogarniają tematu. Mówisz że Twoja wena wzięła urlop na żądanie? Nie stresuj się, odpocznie to wróci. Ty tez się nie spinaj, że się Tobie nie chce. Odpoczywaj i do niczego się nie zmuszaj :)
OdpowiedzUsuńCzasem dobrze zrobić sobie trochę przerwy od wirtualnego świata właśnie dlatego, że fajnie jest być offline :)
OdpowiedzUsuńKażdy, kto choć raz w życiu prowadził bloga powie Ci, że takie chwile zwątpienia, uczucie wypalenia i rezygnacja to normalne. Ale jeśli blogowanie daje przyjemność to prędzej czy później z tego stanu się wychodzi. :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia!
Czasami trzeba odpocząć od wirtualnego świata. Ja też nie raz chciałam usunąć bloga, ale z drugiej strony po co skoro i tak za jakiś czas założę go znowu by pisać bo jednak blogowanie wciąga.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ja z kolei rozpoczęłam od nowa. Po odpoczynku...to było dobre rozwiązanie :)
OdpowiedzUsuń