9 miesięcy minęło jak jeden dzień - Happy End :)
Czekałam, czekałam i się doczekałam :)
Ta ciąża była zdecydowanie inna, niż pierwsza. Wspominałam o tym
już nie raz.
Wiele dolegliwości, obaw, czy dotrwam do końca, ale przede
wszystkim ogromna radość.
Do szpitala trafiłam po terminie porodu, który przypadał na 14
kwietnia.
18 kwietnia przed 8 raną już wypełniałam dokumenty.
To był mój najgorszy poniedziałek w życiu.
Od 5 rano nie spałam, powstrzymywałam łzy, aż w końcu przed samym
wyjazdem się rozpłakałam.
Rozpłakałam się jak małe dziecko, które stłukło sobie kolano.
Jak małe dziecko, któremu zabrano ulubioną zabawkę.
Płakałam jak małe dziecko, bezbronne, nie mające pewności czy
sobie poradzi...
... z rozłąką, z samotnością w szpitalnych ścianach.
Niektórzy uważają, że My- kobiety musimy być twarde, nie okazywać słabości.
Otóż nie. Nic nie musimy.
Mamy prawo bać się, być wrażliwe i płakać, gdy emocje biorą górę...
...
Ciężko było tego poniedziałkowego ranka, kiedy musiałam pożegnać
się z moją śpiącą jeszcze królewną Hanią, z moją mamą, która kiepsko ukrywała
podenerwowanie, kiedy musiałam pożegnać się z mężem w szpitalnej poczekalni.
I mimo, że wiedziałam, że sobie beze mnie poradzą, to jednak bałam
się... bałam, jak JA sobie poradzę bez Nich. Jak JA poradzę sobie z
samotnością.
Wiedziałam, że mnie to czeka. Całą ciążę przygotowywałam do tej
rozłąki moją córkę i po części godziłam się z wizją tych kilku dni w szpitalu.
Tłumaczyłam sobie, że przecież te kilka dni wytrzymam, że będą mnie
odwiedzać, że wyjdę z Naszą kruszynką, że dam radę.
Powtarzałam sobie to jak mantrę.
To co działo się w mojej głowie, to był jeden wielki chaos.
Zapewne hormony potęgowały moc wszystkich mieszających się ze sobą uczuć.
Dałam upust emocjom w domu i w szpitalnej poczekalni, po czym wchodząc na swoją salę, poczułam się lżejsza, pewniejsza.
Ogarnęłam się i wiedziałam, że dam radę, że poradzę sobie, że będzie dobrze.
...
Dałam radę, chociaż szpitalne łóżka i białe ściany nie pomagały.
Schemat dnia ten sam- od posiłku do posiłku. Byle doczekać wieczora.
W sumie, to wieczory były najgorsze. O tyle, co w dzień można było
sobie pogawędzić z innymi ciężarnymi, o tyle wieczorem zapadała cisza, która się dłużyła, a zamknięciu oczu pojawiał się obrazek tych, za którymi tęskniłam najbardziej.
Gdy zerkałam na zegarek dokładnie wiedziałam, że w tym momencie
czytałabym z Hanią bajki, czy tuliła w ramionach śpiewając jej ulubioną
kołysankę, albo leżałabym wtulona w ramiona męża.
...
Częste rozmowy telefoniczne i odwiedziny poprawiały samopoczucie,
niestety tylko na chwilę.
Frustrujący był fakt, że już tak blisko rozwiązania... lecz jednak
jeszcze tak daleko.
Wszystkie te żale i poczucie niesprawiedliwości (bo przecież tyle
czasu muszę leżeć i czekać) minęły, gdy w końcu pojawiły się skurcze.
Skurcze, które dały nadzieję, na poród naturalny.
Wyszło inaczej. Ciąża zakończona cesarskim cięciem.
I najważniejsze- Nasza Maja zdrowa.
Pierwszy jej okrzyk wywołał łzy szczęścia spływające po
policzkach- tak samo jak za pierwszym razem z Hanią.
Zastanawiałam się wiele razy czy ten pierwszy raz od tego
kolejnego będzie się czymś różnił.
Nie różnił się niczym.
Wzruszenie i ogrom radości oraz uczucie ulgi, że wszystko zakończyło się dobrze.
I miłość.
Miłość w czystej postaci.
...
Od środy zmieniło się wszystko.
Nie było żalu, nie było uczucia osamotnienia w tych szpitalnych
ścianach, była tylko radość. Nawet ból nie był w stanie przerosnąć radości.
Dni mijały szybko i już w sobotę mogłyśmy pojechać do domku.
Ciężko przechodzona ciąża, uciążliwe dolegliwości, ból przy
schodzeniu z łóżka… nie było tak strasznie. W sumie… już nawet nie pamiętam : )
Przypominam, że znajdziecie Nas na:
Wiem przez co przechodzilas Milenko,bo ja tez spedzilam kilka dni z Mikusiem w szpitalu ( z tymze ,ze ja nie mialam czasu nic zaplanowac,bo nie planowalam rodzic w 35 tyg). Maja jest sliczna I zdrowa!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Was cieplo I gratuluje serdecznie!
Śliczna :) Ogromne gratulacje. :)
OdpowiedzUsuńKochana, jeszcze raz Tobie, Wam gratuluję :* Mam nadzieję, że pojawi się okazja, żeby poznać Twoją kolejną Księżniczkę :)
OdpowiedzUsuńP.S. zawsze chciałam mieć na imię Maja :)
Dotrwałam do końca. I wiem jak było Ci ciężko sama przez to przeszłam tylko u nas podobnie jak u Mini nie planowany poród, a potem jeszcze codzienne dojazdy do szpitala przez 33 dni, a Lulcia była taka dzielna tak pięknie te nasze rozłąki znosiła. Majeczko witaj na świecie.
OdpowiedzUsuńJeszcze raz serdeczne gratulacje! Mnie czeka cesarskie cięcie, ale ja wiem o tym od początku ciąży i staram się nie stresować, choć się nie da. Sliczna dziewczynka!
OdpowiedzUsuńJuż widziałam na insta tą słodką buzię 😍 raz jeszcze gratulacje. Niech zdrowo rośnie.
OdpowiedzUsuńJaka piękna Maja! Moja córka ma 11 a ja już nie pamiętam jak to było jak byla taka malutka. Stęskniłam się za tym czasem. Gratuluję wytrwałości, mogę sobie tylko wyobrazić co czułaś będąc z dala od córka. Dobrze, że już jesteście wszyscy razem. Zdrówka Wam życzę :)
OdpowiedzUsuńwww.anniealr.blogspot.com
Dużo zdrówka dla mamy i maleństwa! :)
OdpowiedzUsuńCudowna!! Dobrze, ze jesteście w domu, zdrowe i szczęśliwe :)
OdpowiedzUsuńJa tez nie wyobrażam sobie zostawić w domu mojej królewny, gdybym musiała iśc do szpitala-jednakowoż, tak bardzo marzymy o drugim dziecku, że chyba bym to zniosłą :)
Gratuluję cudowne maleństwo. A Tobie życzę byś każdego dnia się uśmiechała
OdpowiedzUsuńGratuluje po raz trzeci :) Nie wiem czy odczytałas moja wiadomosc na fejsie - slowo daje, zewczesniej nie bylo tego formularza do komentarzy!
OdpowiedzUsuńGratuluję raz jeszcze z całego serducha! Malutka jest cudna! Niech zdrowo rośnie, daje mamie pospać w nocy i niech mamine serducho raduje się, że ma dwie śliczne córcie :) Buziaki :)
OdpowiedzUsuń:*
OdpowiedzUsuńA mi się wydaje, że chyba lepiej iść do szpitala wiedząc co Nas czeka. Ja wiedziałam, że urodzę, ale nie wiedziałam jak, jak długo będę rodzić. Ty wiesz, ze czeka Cię CC, a że to druga, to stres jest mniejszy. Ja, gdy dowiedziałam się o cesarce, bo oczywiście postępu w porodzie nie było, przyznam się, że byłam spokojniejsza. Po pierwsze wiedziałam, co i jak, a po drugie cieszyłam się, ze trafiłam na ordynatora, który przede wszystkim ma na uwadze dobro pacjenta, a nie wytyczne od dyrekcji. :) Będzie dobrze Sabinko- dasz radę :)
OdpowiedzUsuń:*
OdpowiedzUsuńWitaj Aniu na moim blogu :) Dziękuję za życzenia. Moja starsza córka ma 2,5 roku i gdy urodziłam Maję, zastanawiałam się, czy Hania też taka malutka była?! :D Czas pędzi :)
OdpowiedzUsuńPowiem, że ciężko jest się rozstać z dzieckiem, ale myśl, że za niedługo pojawi się kolejna gwiazdeczka na świecie i wróci się do domu z nowym członkiem rodziny, jako tako łagodzi cały lęk i troszkę łatwiej można znieść rozłąkę. :)
OdpowiedzUsuńUśmiechy moich gwiazdek sprawiają, że nawet kiedy jest mi ciężko, to mimowolnie pojawia się uśmiech na moich ustach :)
OdpowiedzUsuńOdczytałam :* Tylko jak zwykle zapomniałam odpisać- wybacz :*
OdpowiedzUsuńOdpisałam nawet ;)
A z tym formularzem, to pierwszy raz się spotkałam z taką sytuacją :/
:*
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
OdpowiedzUsuńO proszę, tego o Tobie nie wiedziałam :P
OdpowiedzUsuńMaja- śliczne imię, również mi się podoba i cieszę się, że mój mąż właśnie takie imię wybrał dla Naszej gwiazdki :)
A okazja do spotkania będzie, może nie prędko, ale będzie- obiecuję :*
Ja tak przeżywam, a mogło być jeszcze trudniej- tak jak u Ciebie i Minii. Wiedziałam kiedy idę do szpitala, a Wy trafiłyście tam niespodziewanie. Wyobrażam sobie, jak Wam musiało być ciężko :(
OdpowiedzUsuńDziękujemy :*
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń