Adopcyjna Mama kocha tak samo... Poznajcie Karolinę- CYTRYNIADA
Karolinę znam tylko z wirtualnego świata. W sumie, to całkiem niedawno dopiero ją poznałam. Troszkę się denerwuję, czy Nasze dzisiejsze spotkanie dojdzie do skutku, czy się dogadamy, polubimy...
Inaczej jest poznać kogoś po tym jak pisze, a inaczej porozmawiać twarzą w twarz.
Z Karoliną umówiłam się w lokalnym klubiku dla Mam i maluchów. Mają tu mnóstwo atrakcji dla dzieci, a także smakołyki i dobrą kawę dla Mam.
Maja smacznie śpi w wózeczku, a Hania bawi się klockami.
Od czasu do czasu wyglądam przez okno, wyczekując swojego gościa.
Oczywiście przyszłam przed czasem, na wszelki wypadek, by nie spóźnić się na pierwsze spotkanie.
Punkt godzina 12, wyglądam przez okno i widzę ją- uśmiechnięta, promienną, wolnym krokiem zbliża się do wejścia. Za rękę prowadzi małego Bąbla, który radośnie podskakuje.
Cześć!- krzyknęłam niepewnie, machając jednocześnie ręką.
Karolina odpowiedziała mi uśmiechem...***
...................................................................................................
Na początek, chciałabym, żebyś powiedziała coś o sobie- dosłownie kilka słów, by czytelnicy mogli się czegoś o Tobie dowiedzieć.
Mam na imię Karolina i mieszkam w
bardzo niewielkiej miejscowości na Dolnym Śląsku. Niespecjalnie za nią
przepadam, ponieważ perspektywy rozwoju zawodowego i osobistego są tutaj dość
mocno ograniczone - więc będziemy raczej dążyli do tego, żeby w przyszłości
przeprowadzić się do jakiegoś większego miasta.
Z wykształcenia jestem
magistrem politologii - jednak nigdy nie pracowałam w zawodzie, a po studiach
zajmowałam się głównie handlem i usługami. Po urlopie wychowawczym planuję się
całkowicie przebranżowić i rozpocząć swoją zawodową "karierę"
zupełnie od zera.
Prywatnie jestem nieuleczalnym
molem książkowym, od dziecka uwielbiam również pisać - i pewnie stąd też pomysł
na założenie bloga, dzięki któremu mogę się "wyżyć" literacko ;)
Wcześniej przez kilka lat prowadziłam stronę typowo niepłodnościową, która traktowała o naszym leczeniu, staraniach o ciążę oraz oczekiwaniu na adopcję – a dla mnie samej była rodzajem autoterapii. „NaszeBąbelkowo” to jej kontynuacja, w której mniej niepłodności , a więcej parentingu - ale od czasu do czasu nadal obalam tam pewne mity dotyczące osób niepłodnych oraz adopcji dziecka.
Wcześniej przez kilka lat prowadziłam stronę typowo niepłodnościową, która traktowała o naszym leczeniu, staraniach o ciążę oraz oczekiwaniu na adopcję – a dla mnie samej była rodzajem autoterapii. „NaszeBąbelkowo” to jej kontynuacja, w której mniej niepłodności , a więcej parentingu - ale od czasu do czasu nadal obalam tam pewne mity dotyczące osób niepłodnych oraz adopcji dziecka.
· Na
blogu, pod jednym z wpisów napisałaś „Być może niektóre z moich młodzieńczych
marzeń nadal nie doczekały się spełnienia, ale zrealizowałam te dwa
najważniejsze: o miłości i macierzyństwie”. Może powiesz kilka słów o swojej
miłości i macierzyństwie?
Mam dwie miłości swojego życia :
męża i synka.
Tego pierwszego poznałam już w zamierzchłych, nastoletnich czasach - drugi natomiast trafił do naszej rodziny w wieku 3 miesięcy, na drodze adopcji (choć muszę powiedzieć, że często zdarza mi się o tym zapominać - tak idealnie się w nią wpisał ! :) ) Telefon z ośrodka adopcyjnego zadzwonił do nas akurat w momencie, kiedy leżałam w szpitalu po zabiegu histerektomii, który ostatecznie pozbawił mnie możliwości zajścia w ciążę – i pomyślałam sobie wtedy, że coś wprawdzie zostało mi „odebrane”, ale dostałam w zamian dużo, dużo więcej !
Tego pierwszego poznałam już w zamierzchłych, nastoletnich czasach - drugi natomiast trafił do naszej rodziny w wieku 3 miesięcy, na drodze adopcji (choć muszę powiedzieć, że często zdarza mi się o tym zapominać - tak idealnie się w nią wpisał ! :) ) Telefon z ośrodka adopcyjnego zadzwonił do nas akurat w momencie, kiedy leżałam w szpitalu po zabiegu histerektomii, który ostatecznie pozbawił mnie możliwości zajścia w ciążę – i pomyślałam sobie wtedy, że coś wprawdzie zostało mi „odebrane”, ale dostałam w zamian dużo, dużo więcej !
·
Zdradzisz
Nam jakie są te Twoje „młodzieńcze” marzenia, bo rozumiem, że nadal chcesz je
spełnić…?!
Tak jak napisałam, te
najważniejsze już doczekały się spełnienia - ale nie byłabym sobą, gdybym
spoczęła na laurach i na tym poprzestała :)
Już będąc małą dziewczynką miałam
tendencję do perfekcjonizmu – i zaplanowałam sobie, że będę w przyszłości
kobietą "wielozadaniową", z powodzeniem łączącą posiadanie rodziny i
pracę zawodową.
Niestety dotychczasowe
zatrudnienie nie stanowiło raczej szczytu moich życiowych ambicji i aspiracji -
ale mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni i że znajdę pracę, która będzie
dawała mi naprawdę dużo satysfakcji.
Z marzeń bardziej dalekosiężnych i
abstrakcyjnych - bardzo chciałabym napisać kiedyś własną książkę (nie tylko
"do szuflady", ale dla szerszego grona czytelników :) ) No i
podróżować, jak najwięcej – bo jesteśmy typową rodzinką Włóczykijów, którzy nie
potrafią usiedzieć zbyt długo w jednym miejscu i których wciąż gdzieś nosi.
Chciałabym pokazać swojemu synkowi jak największy kawałek świata – a przede
wszystkim wychować go na szczęśliwego i znającego swoją wartość człowieka.
·
Jesteś
Mamą, można rzec, że na przekór losowi.
Twoja droga do posiadania biologicznego dziecka była kręta i wyboista.
Zdecydowałaś się na adopcję. Powiedz, ciężko Ci było podjąć taką decyzję? Czego się najbardziej obawiałaś? Naturalnym wydaje się być, że pierwsze co przychodzi na myśl, to pytanie- „czy pokocham dziecko, które nie nosiłam pod sercem?” . Miałaś tego typu wątpliwości?
Twoja droga do posiadania biologicznego dziecka była kręta i wyboista.
Zdecydowałaś się na adopcję. Powiedz, ciężko Ci było podjąć taką decyzję? Czego się najbardziej obawiałaś? Naturalnym wydaje się być, że pierwsze co przychodzi na myśl, to pytanie- „czy pokocham dziecko, które nie nosiłam pod sercem?” . Miałaś tego typu wątpliwości?
Akurat w naszym przypadku
dojrzewanie do tej decyzji nie trwało zbyt długo.
Zespół Policystycznych Jajników
(PCOS) zdiagnozowano u mnie w wieku 19 lat - więc już od tamtego momentu
zdawałam sobie sprawę, że mogę mieć w przyszłości problemy z zajściem w ciążę
oraz (ze względu na inne obciążenia w naszej rodzinie) również z jej
donoszeniem.
W trakcie studiów licencjackich
przez jakiś czas pracowałam z dziećmi i młodzieżą z placówki
opiekuńczo-wychowawczej - i już wtedy kiełkowała we mnie myśl, że być może
kiedyś to właśnie adopcja okaże się tą drogą, którą podążymy.
Ślub wzięliśmy w
roku 2010, natomiast do ośrodka adopcyjnego zgłosiliśmy się w 2012. Wydaje mi
się, że to stosunkowo krótki czas podejmowania tak ważnej życiowej decyzji –
zwłaszcza, że wiele innych zaprzyjaźnionych par dojrzewa do niej nawet 10-15 lat.
I szczerze mówiąc zdecydowanie
bardziej obawiałam się nie tego, czy my będziemy w stanie pokochać
"cudze" dziecko - lecz tego, czy ono nas pokocha i zaakceptuje jako
swoich nowych rodziców.
·
Procedura
adopcyjna, ten cały proces trwa bardzo długo. Miałaś wrażenie, że ciągnie się w
nieskończoność? Czy w trakcie tego procesu miałaś jeszcze jakieś wątpliwości?
Z perspektywy czasu wydaje mi
się, że procedura wcale nie trwała jakoś strasznie długo – a na pewno krócej
niż leczenie, któremu wcześniej się poddawaliśmy.
Od naszego zgłoszenia do ośrodka
adopcyjnego do momentu pierwszego spotkania z Bąbelkiem minęły kolejne 2 lata -
i tak naprawdę same warsztaty w ośrodku to był zaledwie krótki moment, jakiś
niewielki wycinek tego czasu.
Dopiero po ich ukończeniu musieliśmy uzbroić się
w ogromną cierpliwość i czekać na ten najważniejszy telefon naszego życia.
Wiadomo, że wtedy czas dłużył się nam niemiłosiernie - bo już mieliśmy
praktycznie wszystko gotowe na przyjęcie nowego członka naszej rodziny, tylko
tego najważniejszego "elementu układanki" brakowało…
Natomiast samo zgromadzenie
wszystkich potrzebnych dokumentów, zaświadczeń i innych niezbędnych papierów -
to kwestia dosłownie 2-3 dni, jeśli człowiek się spręży i odpowiednio do tego
zabierze.
·
Od
samego początku tłumaczysz Bąbelkowi, że był w brzuszku u innej mamy. Można
powiedzieć, że to bardzo odważne. Zazwyczaj jest tak, że zarówno rodzice, jak i
reszta rodziny stara się ukryć to najlepiej jak tylko się da.
A Ty obrałaś inną drogę. Możesz powiedzieć dlaczego?
A Ty obrałaś inną drogę. Możesz powiedzieć dlaczego?
Znam osobiście i wirtualnie co
najmniej kilkunastu innych rodziców adopcyjnych - i żadnemu z nich nawet nie
przyszło do głowy, żeby ten fakt w jakikolwiek sposób przed dzieckiem zatajać.
Owszem - pojawiają się dylematy, kiedy o tym powiedzieć oraz jakich słów użyć,
żeby maluszek wszystko właściwie odebrał i żeby nasz przekaz był adekwatny do
poziomu jego rozumienia...
Ale co do tego, że powinno się o tym powiedzieć - tak
naprawdę żadna z zaprzyjaźnionych par nie ma wątpliwości.
Wydaje mi się, że już (na
szczęście !) minęły czasy, kiedy przyszła mama adopcyjna pozorowała ciążę,
chodziła z poduszką pod sukienką albo wręcz wyprowadzała się na drugi koniec
Polski, żeby potem adoptowane dziecko mogło uchodzić za biologiczne.
Dla
nas to oczywiste, że skoro nie okłamujemy siebie nawzajem w małżeństwie, nie okłamujemy
pozostałych członków naszej rodziny czy przyjaciół - to tym bardziej nie
będziemy okłamywać naszego dziecka. Zdecydowanie lepiej jest, jeśli o fakcie
adopcji dowie się od nas samych, niż od jakichś zupełnie przypadkowych,
"życzliwych" osób – i na ten fakt zwracają uwagę chyba wszyscy
psycholodzy i pedagodzy, pracujący z kandydatami na rodzinę adopcyjną w
ośrodkach.
· Zdarzają się jednak takie przypadki, że dziecko nie wie, że zostało adoptowane. Jak
myślisz, dlaczego niektórzy rodzice adopcyjni ukrywają ten fakt- fakt, że
dziecko zostało adoptowane? Osobiście uważam, że to chyba ze strachu, że
dziecko będzie ich mniej kochać, albo że zapragnie poznać biologicznych
rodziców, przez co odsunie się od tych, którzy go wychowali. Jakie jest Twoje
zdanie?
Na pewno coś w tym jest.
Sama też
często zastanawiam się, czy nie nadejdzie w naszym życiu taki moment, w którym
Bąbel przyjdzie do nas i oświadczy, że chciałby odnaleźć i poznać swoich
rodziców biologicznych. Ale szczerze mówiąc
chciałabym, żeby poprosił nas o pomoc w ich odszukaniu, zamiast szukać
na własną rękę - bo oznaczałoby to, ze ma do nas zaufanie oraz świadomość, że
może zawsze na nas liczyć. W takiej sytuacji chyba nie pozostałoby nam nic
innego, jak tylko wsiąść w samochód i zawieźć go do nich.
·
Odnoszę
wrażenie, że w Polsce, adopcja to taki temat tabu. Niepłodność to powód do
wstydu. Dlaczego tak się dzieje?
Dobre pytanie - i sama już od
dłuższego czasu usiłuję znaleźć na nie odpowiedź, między innymi włączając się w
kampanię "#niepłodności nie widać", zainicjowaną przez magazyn "Chcemy Być Rodzicami".
Dla mnie osobiście niepłodność to
po prostu choroba jak każda inna - i do pewnego momentu można z nią walczyć, a
czasami trzeba po prostu zaakceptować i nauczyć się z nią żyć.
Skoro o innych
chorobach - takich jak np. cukrzyca, astma, nowotwory, miażdżyca - mówi się już
zupełnie otwarcie i naturalnie, to mam nadzieję, że i o niepłodności już wkrótce
zacznie się rozmawiać w ten sposób.
Jest to problem, który szacunkowo dotyka aż
20% naszego społeczeństwa - a tylko mówiąc o nim głośno i wyraźnie komunikując
potrzeby oraz sytuację osób niepłodnych, możemy próbować go w jakiś sposób
rozwiązać.
·
Uważam,
że bycie rodzicem to nie taka łatwa sprawa. Nie wystarczy tylko urodzić
dziecko, ale przede wszystkim pokochać i wychować.
Gdybyś mogła dać kilka wskazówek tym, którzy pragną zaadoptować dziecko, to co byś podpowiedziała?
Gdybyś mogła dać kilka wskazówek tym, którzy pragną zaadoptować dziecko, to co byś podpowiedziała?
Zaczęłabym
od tego, że adopcja dziecka na pewno nie jest dla wszystkich.
Po pierwsze
dlatego, że dzieci w domach dziecka gotowych do przysposobienia, z uregulowaną
sytuacją prawną - jest po prostu znacznie mniej, niż czekających "w kolejce"
par.
A po drugie dlatego, że trzeba czuć się na to naprawdę gotowym, liczyć się
z ewentualnymi zaburzeniami dziecka powstałymi w wyniku traumy oddzielenia od
matki i zdawać sobie sprawę, że jednak zawsze będziemy żyli w pewnego rodzaju
"trójkącie": my-dziecko-rodzina biologiczna (która nie jest wprawdzie
obecna fizycznie, ale jednak mamy stałą świadomość jej istnienia). Jeśli nie
jesteśmy na to gotowi i mamy z tym problem - to możemy zrobić dziecku i sobie
naprawdę dużą krzywdę.
Odnośnie
porad - jest cala długa lista literatury, w której można ich szukać. Nie sposób
wymienić tutaj wszystkich pozycji, ale ze swojej strony najbardziej polecam „Odczarować adopcję” Magdaleny
Modlibowskiej, "Wieżę z
klocków" Katarzyny Kotowskiej, „Bociany
przylatują zimą" Iwony Jurczenko-Topolskiej i "Wychowanie zranionego dziecka" autorstwa G.Keck i R.
Kupecky.
Jest też
skarbnica wiedzy adopcyjnej na forum nasz-bocian.pl, gdzie swoimi
spostrzeżeniami dzielą się inni, bardziej doświadczeni rodzice. No i mamy
magazyn "Chcemy Być Rodzicami",
w którym spora część artykułów dotyczy adopcji, a jedna z redaktorek – wspomniana
wcześniej Magda Modlibowska - sama również jest mamą adopcyjną.
Myślę, że jeśli
ktoś rozważa taką opcję, warto też udać się do kilku najbliższych ośrodków
adopcyjnych na swoim terenie - gdzie pracownicy na pewno rozwieją chociaż część
naszych wątpliwości i opowiedzą o poszczególnych etapach całej procedury.
·
Na
zakończenie powiedz proszę, jesteście szczęśliwą rodzinką- prawda? Jakie macie
plany na przyszłość?
O niektórych planach już
wcześniej wspomniałam - tych dotyczących ewentualnej przeprowadzki, poszukiwania
nowej pracy, być może również kolejnego kierunku studiów (w przyszłym miesiącu
prawdopodobnie złożę papiery na swoją wymarzoną pedagogikę).
Jeżeli natomiast
chodzi o dalsze powiększanie naszej rodziny i adopcję kolejnego maluszka -
kiedyś zastanawialiśmy się nad tym bardzo intensywnie, jednak z czasem to
dążenie trochę przygasło. Bąbelek jest oczkiem w głowie całej naszej
rodziny i wszyscy dosłownie oszaleli na jego punkcie (nawet ci, którzy
początkowo do idei adopcji nastawieni byli raczej sceptycznie).
Aktualnie jest nam dobrze i szczęśliwie tak,
jak jest – ale kto wie, co życie przyniesie i czy to uśpione pragnienie oraz
myśl o rodzeństwie dla niego nie wybuchnie w nas kiedyś ze zdwojoną siłą…
.....................................................................................................
Hania i Bąbel w najlepsze się razem bawili, Maja właśnie się przebudziła, a My wzięłyśmy ostatni łyk kawy, po czym zaczęłyśmy się zbierać.
Miłe spotkanie i oby więcej takich.***
....................................................................................................................
*** Historia wymyślona na potrzebę wpisu.
............................................................
Na zakończenie dodam tylko, że jestem pełna podziwu walki Karoliny o własne szczęście. Pomimo wielu trudności na drodze nie poddała się w walce o szczęście.
Gratuluję wytrwałości w dążeniu do realizacji tego najważniejszego marzenia i życzę szczęścia w realizacji pozostałych marzeń.
Dziękuję również za udział w Cytryniadzie :)
Jeśli chcecie poznać bliżej Karolinę i Bąbelka, to zapraszam na bloga NASZE BĄBELKOWO
a także na fanpage na facebook'u >>KLIK<<
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń