Z pamiętnika oponki.
Mawiają, że najważniejsze to czuć się dobrze we własnej skórze.
Jestem jaka jestem, a prawda jest taka, że gruba jestem.
Tak, dobrze czytasz.
Przyznaję się.
Pewna mądra osoba powiedziała mi, że najważniejsze to akceptować siebie.
Akceptuję.
Akceptuję?
Akceptowałam.
Serio...
Akceptowałam, że w pierwszej ciąży to prawie się turlałam. Potem gdy schudłam i na nowo przytyłam, musiałam wrócić do ciążowych ubrań.
Nawet nie chcesz wiedzieć jakie to uczucie, gdy wybierasz się na randkę z mężem, a jedyne w co się mieścisz to ciążowa sukienka, w której oczywiście jak ciężarna wyglądasz...
Dieta, dieta i jeszcze raz ćwiczenia.
Sporo mnie kosztowało by zgubić nadwagę. Akceptowałam nadprogramowe kilogramy i postanowiłam je zgubić.
Tak, dobrze czytasz- miałam nadwagę. Jak do tego doszło?
To wina czekolady - zapytaj jej.
Z czasem jednak ... osiągnęłam taką wagę, która była odpowiednia. Kilka kg nadal czekało na swoją kolej, ale nie przeszkadzały na tyle, bym uparcie musiała je zgubić. Było już dobrze.
I zaszłam w ciążę.
I akceptowałam, że znów przytyję. W końcu sama po dobroci poszłam na ten układ ;)
Kolejna ciąża była inna, bo przytyć, nie przytyłam dużo.
Po porodzie waga pokazywała wagę z przed ciąży. Menda nie drgnęła ani kilograma mniej.
Schowałam ją, bo stwierdziłam, że mnie nie lubi.
Ja też jej nie lubię.
Niech sobie nie myśli, że bezkarnie będzie mi pokazywać te X kg więcej, które od pierwszej ciąży gdzieś po boczkach się pochowały.
Nie zdziwię się, jeśli mnie oszukuje.
Najważniejszy pierwszy krok
Byłam u dietetyczki.
Jeśli dwie wagi pokazują tą samą nadprogramową ilość kilogramów, to oznacza, że są w zmowie, czy że źle już ze mną i mam paranoję ?
Niestety, czarno na białym, a nawet i kolorowe słupki - te kilogramy uczepiły się jak rzep psiego ogona i nie chcą puścić.
Co ja im zrobiłam?
A do tego organizm się buntuje i jedyny plus w tym taki, że przynajmniej nie tknę świńskiego żarcia - dosłownie i w przenośni.
Zapukała do mych drzwi dieta, taka sobie.
W sumie smaczna.
Gdyby nie te ryby.
Bo ruch to zdrowie.
Ćwiczyć też trzeba.
Wybrałam się na fitness. Poskakałam, pogibałam się jak na wiejskiej potupaji i wszystko mnie bolało.
Ale to nic. Godzina w tygodniu bez płaczu, krzyku to jest relax dla umysłu. Serio. Musisz i ty spróbować.
I ten widok zmarnowanego mężczyzny, jakby przez godzinę przebiegł maraton.
Tak łatwo nie odpuszczę. W końcu muszę zrealizować swój plan.
Chyba się nie chwaliłam? To dobrze, nie będę chwalić, bo potem przepełni mnie czarna rozpacz i wstyd jednocześnie, jak się nie uda. I kciuki Wasze będą na marne trzymane.
A tak, ani ja się nie nakręcam, ani wy się nie ekscytujecie.
Powiem tylko, że muszę mieć formę, by zrealizować cel a celem jest zaliczenie jednego z najważniejszych egzaminów, a żeby zaliczyć muszę ... MIEĆ FORMĘ.
Jakbym teraz zechciała zrealizować swój super tajny cel, to potrzebowałabym kogoś, kto by mnie porządnie rozbujał.
Przeturlałabym się na ekspresie miażdżąc tym samym konkurencję.
Miażdżąc masą a nie formą.
Ale byłby wstyd.
Wsparcie.
Grunt to mieć kogoś, kto w Ciebie wierzy, nawet, gdy ty w siebie nie wierzysz.
Kogoś, kto ogarnie dzieciaki, żebyś ty mogła się pogibać, poskakać, porozciągać.
Kogoś, kto będzie Ci kibicował, nawet gdy droga przed tobą długa i żmudna, a cel nieosiągalny.
Towarzysza, który będzie wspierał duchowo.
Mąż to najlepszy mój przyjaciel- na dobre i na złe.
I nawet w tych trudnych chwilach, podczas ćwiczeń, gdy nie mam siły kolejnych brzuszków zrobić, czy pompek.
Usiądzie i potowarzyszy zajadając się batonikiem z karmelem, na którego myśl ślinka cieknie.
Wyobraź sobie moje męczarnie. Ale przecież to też trening. Siłę woli też trzeba ćwiczyć.
Ból wszystkich tych mięśni przy brzuszkach skutecznie odciągają uwagę od tego batonika. Czekoladowego, z karmelem, rozpływającego się w ustach. Słodkiego.
Tak! Więc ćwiczę nie tylko ciało ale i umysł...
Po co to wszystko?
Chcę się poczuć lepiej, lżej, piękniej. Nie dla kogoś, lecz dla siebie. I dla samej siebie chce pokonać ten mały egzamin - nie ważne z jakim wynikiem. Po prostu chcę do niego podejść, móc spróbować. Ten egzamin to taki egzamin na zdrowie.
Ostatnio usłyszałam, że przecież mieszczę się w przed ciążowe ubrania - i co z tego, jak te kilogramy mi przeszkadzają?!
Nowy rok. Nowa Ja. Nowa Ty.
Zbliża się nowy rok. Czas postanowień.
Chcesz coś zmienić - działaj! Nie czekaj!
Ja już pierwsze kroki postawiłam- jeszcze w tym, starym roku.
Dołącz do mnie i zadbaj o formę, o zdrowie.
To jak, widzimy się na FB, albo na Instagramie?
Będę czekać!
Może zainspirujesz mnie jakąś potrawą? Dasz kopa motywującego w leniwe popołudnie?
Dołącz, bo w kupie raźniej :)
M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentować może KAŻDY. Dlatego też, będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie ślad :)
Należy pamiętać, że dyskusja może się toczyć bez używania słów obraźliwych i krzywdzących.
Dziękuję Ci za odwiedzenie mojego bloga i zapraszam ponownie :)