Pot, łzy i poczucie beznadziejności - czyli kilka słów o macierzyństwie.
Kiedy zostałam mamą po raz pierwszy, byłam oczytana, pozytywnie nastawiona i pod ręką miałam mamę. Wiele zdobytych wiadomości zweryfikowało życie, ale także ja sama zrobiłam selekcję i wiedzę niepotrzebną zaszufladkowałam gdzieś głęboko.
Hania była i w sumie jest dzieckiem pełnym energii. Pamiętam doskonale, jak jeszcze dwa, trzy lata temu mówiłam, jak to czasu brakuje mi na to, czy tamto ...
Dziś zastanawiam się, jak ja mogłam tak marudzić?
Przecież te słowa, to kłamstwa. Wtedy, to ja miałam mnóstwo czasu. Śpiewanie podczas gotowania, czy robienie z siebie głupka to nic.
Za to teraz przygotowanie obiadu, czy jakiegokolwiek innego posiłku jedną ręką to jest wyczyn!
Myślałam, że o macierzyństwie wiem sporo.
Nie tak dawno stwierdziłam, że jednak nie wiem nic.
Jak to się stało, że zwątpiłam w siebie jako matkę?
Zapraszam do lektury.
Najpierw urodziła się Hania.
Dzień ten pamiętam doskonale. Pierwsze wspólne chwile w szpitalu i pobyt w domu. Problemy z karmieniem piersią i brak możliwości ruszania się z łóżka.
Hania potrafiła przy piersi spędzić cały dzień. Ktoś (już nie pamiętam kto) zwrócił mi uwagę, że pozwoliłam dziecku zrobić z piersi smoczek. Może i faktycznie, ale jeśli to sprawiało, że może spać spokojnie, czuje się bezpiecznie i nie płacze, to mi to wcale nie przeszkadzało.
Z czasem było lepiej. Na wszystko lekarstwem był cycuś, a różnego rodzaju grające zabawki, huśtawka, później książki i puzzle były w stanie zająć Hanię na tyle, bym mogła coś zrobić.
Hania to taki mały pieszczoch. Tulić się może bez przerwy, wiele rzeczy rozumie i można z nią podyskutować. Nie ma krzyków i fochy zdarzają nam się rzadko, bo jak tylko wyjaśni jej się pewne rzeczy - na przykład dotyczące zachowania, postępowania, naszych decyzji - posłucha, czasem wyrazi niezadowolenie, ale zrozumie, a później często wykorzysta ta wiedzę, czy argumenty, gdy nadarzy się okazja. Jak wspomniałam, ma nieograne pokłady energii w sobie, ale (!) potrafi się skupić się na jakimś zadaniu, natomiast jej siostra, minuty nie wytrzyma - ciągle musi być w ruchu.
Pojawiła się Maja.
Jeszcze będąc w brzuszku już była kochana przez starszą siostrę, chociaż tak naprawdę ciężko coś takiego określić. Mały człowiek nie zdaje sobie sprawy z tego, że mama naprawdę ma małą dzidzię w brzuchu i że za jakiś czas to maleństwo będzie szczypać, płakać, targać za włosy, czy zabierać zabawki.
Hania przez całą ciąże głaskała brzuch, mówiła do niego, a dy czuła ruchy - piszczała z radości i wszystkim się chwaliła. Kiedy przyjechaliśmy ze szpitala, wyczekiwała nas z niecierpliwością. Później pomagała zajmować się Majeczką, wszystkim mówiła, że ma siostrę i że trzeba być cicho. Przejęta była strasznie. Te dni były piękne, momenty, kiedy leżała obok Mai i głaskała ją po policzku, dawała całuski i mówiła że bardzo mocno ją kocha. Swoimi maskotkami potrafiła obłożyć całe łóżeczko. Na spacerach dumnie pomagała pchać wózek, a gdy kogoś spotkała, zaraz po "dzień dobry" było - "zobacz, to moja siostra Maja".
Każde dziecko jest inne.
Niby każdy to wie, a z pogodzeniem się z tym faktem bywa różnie. Jak wspominałam, Hania była małym cycoholikiem. Zanim urodziłam Maję, nastawiłam się, że będzie podobnie. Uwierzcie, że ciężko było mi uwierzyć, że naprawdę, z Mają jest inaczej.
Dla Niej tylko cycuś, gdy głodna. Jak była najedzona, wypluwała i odwracała głowę.
O noszeniu nie było mowy, o bujaniu również. Była nietykalska.
Zaraz po karmieniu, przewinięciu szybko musiałam ją odłożyć do łóżeczka, bo inaczej był krzyk. W łóżeczku sama zasypiała. W dodatku - przesypiała całe noce.
Miałam czas na zabawy z dzieckiem w dzień, na spokojny sen w nocy.
Pięknie prawda?
Wszystko co dobre, szybko się kończy.
Niby tłumaczyłam sobie, że nie mogę się przyzwyczajać, bo Majce może się odmienić.
Tak... tłumaczyłam, a i tak ciężko było, gdy faktycznie się odwidziało mojemu dziecku ...
Maja jak tylko skończyła 3 miesiące stała się płaczliwa, budziła się co pół godziny, góra dwie. Łóżeczko zaczęło gryźć. A ręce mi odpadały, gdy nadchodziła noc. Z czasem z bujania przeszliśmy na zasypianie przy piersi. A gdy Maja zaczęła z Nami spać, miałam szansę na przespane noce.
W ciągu dnia musiała mieć towarzystwo do zabaw - towarzystwo siostry, czy taty nie wystarczało, musiała być mama.
Frustracja.
Najpierw krzyk, bo nie lubi na brzuchu, potem krzyk, gdy nie udawało się usiąść.
Gdy usiadła, krzyk, gdy nie udawało jej się ruszyć na czworaka.
Kiedy zaczęła raczkować, krzyk był, gdy nie mogła wstać.
Kiedy wstała - ruszyła. A jak ruszyła to nie idzie jej zatrzymać.
W ogóle jakoś tak szybko to wszystko nastąpiło. W 8 miesiącu wstała sama na środku salonu, opierając się o pchacz i poszła... sama. Byłam w szoku.
Niby dzieci się nie porównuje, ale jakoś tak na spokojnie podchodziłam do zdobywania nowych umiejętności, mówiłam, że na wszystko ma czas, a ona nie czekała.
W 9 miesiącu postawiła pierwsze samodzielne kroki i to w dodatku 7. Śmiałam się, że w takim tempie, to na roczek będzie biegać - nie myliłam się.
Co jest ze mną nie tak?
Wspomniałam, że po 3 miesiącu był krzyk - dużo krzyku i to takiego przeraźliwego. Jakby obdzierali ze skóry.
Po kąpieli, przy zmianie pampersa, na spacerze, w aucie...
Dziecko było zdrowe, a mimo to płakało, krzyczało, czasem bez powodu.
W chwilach, gdy pozostawało mi tylko ją przytulić, płakałam razem z nią.
Płakałam, bo nie byłam w stanie określić czego potrzebuje, dlaczego płacze, skoro jest zdrowa, ma sucho, jest najedzona i niedawno wstała. W chwilach bezsilności płakałam i ja. Byłam zmęczona, czułam się beznadziejnie. A do tego wszystkiego czułam, że zaniedbuję starszą córkę, męża, siebie... bywały dni, że płakałam już rano, leżąc jeszcze w łóżku. Bałam się co dzień mi przyniesie.
Były dni, kiedy po prostu chciałam uciec. Wyobraź sobie, że od rana masz bez przerwy płaczące dziecko, które śpi po 5 minut, rzadko odstępuje Cię na krok - wciąż musi Cię widzieć, bo jak znikniesz za drzwiami toalety, jest krzyk i to nie byle jaki- przeraźliwy, że jednocześnie oblatuje Cię strach i pęka serce.
High Need Babies
Majka nie jest typowym dzieckiem HNB. Bywały ciężkie dni, ale z czasem było coraz łatwiej.
Jak jest aktualnie?
Możemy spokojnie zrobić zakupy, mogę wyrwać się z domu na siłownię. Usypianie nie jest udręką, spacery stały się przyjemnością a jazda autem nie zaczyna i nie kończy się głośnym protestem Mai.
Nieraz zdarza się, że przygotowuję posiłki jedną ręką, ale szczerze już się przyzwyczaiłam.
Nie liczy się już tylko mama. U taty, czy babci na rączkach też jest fajnie. A tak w ogóle w pokoju siostry najlepiej, kiedy wywala się z szafek wszystko co wpadnie w ręce, a potem do tych szafek wchodzi i krzyczy się dumnie "Ee!".
Cycuś najlepiej smakuje na stojąco, posiłek siostry (ten sam) jest zdecydowanie lepszy, a na dworze można biegać ile sił w nogach, a trawę tak fajnie się zrywa ...
Krzesło, stolik, łóżko - wszystko na co można się wdrapać musi zostać "zdobyte".
Najlepiej na stópkach nosi się jedną skarpetkę i z telefonem, czy pilotem w ręku zdecydowanie szybciej się ucieka przed mamą.
Siostry
Hania i Maja to dwa żywioły. Już potrafią walczyć między sobą o zabawki, ale się kochają. Maja na widok Hani piszczy z radości i uwielbia się do niej tulić, a Hania bez Mai nigdzie się nie ruszy.
W dodatku jak na starszą siostrę przystało - bardzo dużo jej rzeczy tłumaczy i nawet oddaje ulubione zabawki, gdy młodsza płacze. Są momenty kiedy widać zazdrość, zwłaszcza młodszej o starszą, ale każdy dzień utwierdza mnie, że naprawdę się kochają.
Macierzyństwo, to pokonywanie krętej drogi.
To ciężka praca, pot, łzy i poczucie beznadziejności.
Jednak, nie wolno Nam wątpić w siebie. Potrzeba dużo miłości i cierpliwości. Z czasem naprawdę jest lepiej.
Krzyk zamienia się w uśmiech, poranne budzenie płaczem w buziaczki i przytulaski. Machanie rączką "pa pa" na do widzenia i mocne ściskanie malutkimi rączkami za szyję na powitanie.
Chwile, w których czułaś się beznadziejnie, szybko odchodzą w zapomnienie. Kochasz swoją malutką istotkę, jesteś gotowa dla niej znieść wszystko, a jej jeden uśmiech wynagradza wszystko.
Poza tym, jesteśmy tylko ludźmi i mamy prawo być sfrustrowani, czy zmęczeni.
Mówi się łatwo.
Ja wiem, że to tylko takie łatwe się wydaje. Gorzej jest, kiedy naprawdę jest się zmęczonym na tyle, że nie ma się sił na nic, czuje się beznadziejnym rodzicem, bo nie wie już co zrobić, by było dobrze- by dziecko spokojnie zasnęło, a ty mogłabyś w końcu zdjąć pranie z suszarki, które wisi już drugi tydzień.
Wiesz co Ci powiem - zaakceptuj. Będzie Ci łatwiej.
Pomyśl, tak długo czekałaś na swoje dziecko, twoje zmęczenie to tylko jedna mała przeszkoda na drodze, którą jesteś w stanie pokonać.
Poproś o pomoc, to nic nie kosztuje, a jeśli masz możliwość skorzystania z pomocy - męża, mamy, babci... poproś.
Grunt, to Twoje nastawienie.
Mam wymagające dziecko. Mamy swoje rytuały, których się trzymamy, bo to one pozwalają nam chociażby spokojnie zasnąć. Trochę to trwało zanim opracowaliśmy pewnego rodzaju system, by przetrwać dzień . W sumie powinnam powiedzieć- bym mogła przetrwać dzień.
Naprawdę był czas, kiedy byłam bezsilna i w dodatku powątpiewałam w swój instynkt macierzyński. Z Hanią było inaczej, intuicyjnie, spokojniej i radośnie.
Z Mają całkiem na odwrót. Mogę śmiało powiedzieć, że jakbym na nowo uczyła się być mamą.
Minął już rok. Ciężki rok, ale jednocześnie radosny i pełen miłości w naszym domu.
Z dnia na dzień widzę, jak moje dzieci rosną, razem się bawią, mam je przy sobie. A przecież nie każdemu jest pisane macierzyństwo.
Nie ma sensu marudzić i użalać się nad sobą.
Należy cieszyć się z tego co się ma. Z każdego dnia wspólnie spędzonego, z drobnostek.
M.
Jestem ciekawa jakie jest Twoje macierzyństwo.
Miewałaś chwile bezsilności? Jak sobie z nimi poradziłaś?
Hania była i w sumie jest dzieckiem pełnym energii. Pamiętam doskonale, jak jeszcze dwa, trzy lata temu mówiłam, jak to czasu brakuje mi na to, czy tamto ...
Dziś zastanawiam się, jak ja mogłam tak marudzić?
Przecież te słowa, to kłamstwa. Wtedy, to ja miałam mnóstwo czasu. Śpiewanie podczas gotowania, czy robienie z siebie głupka to nic.
Za to teraz przygotowanie obiadu, czy jakiegokolwiek innego posiłku jedną ręką to jest wyczyn!
Myślałam, że o macierzyństwie wiem sporo.
Nie tak dawno stwierdziłam, że jednak nie wiem nic.
Jak to się stało, że zwątpiłam w siebie jako matkę?
Zapraszam do lektury.
Najpierw urodziła się Hania.
Dzień ten pamiętam doskonale. Pierwsze wspólne chwile w szpitalu i pobyt w domu. Problemy z karmieniem piersią i brak możliwości ruszania się z łóżka.
Hania potrafiła przy piersi spędzić cały dzień. Ktoś (już nie pamiętam kto) zwrócił mi uwagę, że pozwoliłam dziecku zrobić z piersi smoczek. Może i faktycznie, ale jeśli to sprawiało, że może spać spokojnie, czuje się bezpiecznie i nie płacze, to mi to wcale nie przeszkadzało.
Z czasem było lepiej. Na wszystko lekarstwem był cycuś, a różnego rodzaju grające zabawki, huśtawka, później książki i puzzle były w stanie zająć Hanię na tyle, bym mogła coś zrobić.
Hania to taki mały pieszczoch. Tulić się może bez przerwy, wiele rzeczy rozumie i można z nią podyskutować. Nie ma krzyków i fochy zdarzają nam się rzadko, bo jak tylko wyjaśni jej się pewne rzeczy - na przykład dotyczące zachowania, postępowania, naszych decyzji - posłucha, czasem wyrazi niezadowolenie, ale zrozumie, a później często wykorzysta ta wiedzę, czy argumenty, gdy nadarzy się okazja. Jak wspomniałam, ma nieograne pokłady energii w sobie, ale (!) potrafi się skupić się na jakimś zadaniu, natomiast jej siostra, minuty nie wytrzyma - ciągle musi być w ruchu.
Pojawiła się Maja.
Jeszcze będąc w brzuszku już była kochana przez starszą siostrę, chociaż tak naprawdę ciężko coś takiego określić. Mały człowiek nie zdaje sobie sprawy z tego, że mama naprawdę ma małą dzidzię w brzuchu i że za jakiś czas to maleństwo będzie szczypać, płakać, targać za włosy, czy zabierać zabawki.
Hania przez całą ciąże głaskała brzuch, mówiła do niego, a dy czuła ruchy - piszczała z radości i wszystkim się chwaliła. Kiedy przyjechaliśmy ze szpitala, wyczekiwała nas z niecierpliwością. Później pomagała zajmować się Majeczką, wszystkim mówiła, że ma siostrę i że trzeba być cicho. Przejęta była strasznie. Te dni były piękne, momenty, kiedy leżała obok Mai i głaskała ją po policzku, dawała całuski i mówiła że bardzo mocno ją kocha. Swoimi maskotkami potrafiła obłożyć całe łóżeczko. Na spacerach dumnie pomagała pchać wózek, a gdy kogoś spotkała, zaraz po "dzień dobry" było - "zobacz, to moja siostra Maja".
Każde dziecko jest inne.
Niby każdy to wie, a z pogodzeniem się z tym faktem bywa różnie. Jak wspominałam, Hania była małym cycoholikiem. Zanim urodziłam Maję, nastawiłam się, że będzie podobnie. Uwierzcie, że ciężko było mi uwierzyć, że naprawdę, z Mają jest inaczej.
Dla Niej tylko cycuś, gdy głodna. Jak była najedzona, wypluwała i odwracała głowę.
O noszeniu nie było mowy, o bujaniu również. Była nietykalska.
Zaraz po karmieniu, przewinięciu szybko musiałam ją odłożyć do łóżeczka, bo inaczej był krzyk. W łóżeczku sama zasypiała. W dodatku - przesypiała całe noce.
Miałam czas na zabawy z dzieckiem w dzień, na spokojny sen w nocy.
Pięknie prawda?
Wszystko co dobre, szybko się kończy.
Niby tłumaczyłam sobie, że nie mogę się przyzwyczajać, bo Majce może się odmienić.
Tak... tłumaczyłam, a i tak ciężko było, gdy faktycznie się odwidziało mojemu dziecku ...
Maja jak tylko skończyła 3 miesiące stała się płaczliwa, budziła się co pół godziny, góra dwie. Łóżeczko zaczęło gryźć. A ręce mi odpadały, gdy nadchodziła noc. Z czasem z bujania przeszliśmy na zasypianie przy piersi. A gdy Maja zaczęła z Nami spać, miałam szansę na przespane noce.
W ciągu dnia musiała mieć towarzystwo do zabaw - towarzystwo siostry, czy taty nie wystarczało, musiała być mama.
Frustracja.
Najpierw krzyk, bo nie lubi na brzuchu, potem krzyk, gdy nie udawało się usiąść.
Gdy usiadła, krzyk, gdy nie udawało jej się ruszyć na czworaka.
Kiedy zaczęła raczkować, krzyk był, gdy nie mogła wstać.
Kiedy wstała - ruszyła. A jak ruszyła to nie idzie jej zatrzymać.
W ogóle jakoś tak szybko to wszystko nastąpiło. W 8 miesiącu wstała sama na środku salonu, opierając się o pchacz i poszła... sama. Byłam w szoku.
Niby dzieci się nie porównuje, ale jakoś tak na spokojnie podchodziłam do zdobywania nowych umiejętności, mówiłam, że na wszystko ma czas, a ona nie czekała.
W 9 miesiącu postawiła pierwsze samodzielne kroki i to w dodatku 7. Śmiałam się, że w takim tempie, to na roczek będzie biegać - nie myliłam się.
Co jest ze mną nie tak?
Wspomniałam, że po 3 miesiącu był krzyk - dużo krzyku i to takiego przeraźliwego. Jakby obdzierali ze skóry.
Po kąpieli, przy zmianie pampersa, na spacerze, w aucie...
Dziecko było zdrowe, a mimo to płakało, krzyczało, czasem bez powodu.
W chwilach, gdy pozostawało mi tylko ją przytulić, płakałam razem z nią.
Płakałam, bo nie byłam w stanie określić czego potrzebuje, dlaczego płacze, skoro jest zdrowa, ma sucho, jest najedzona i niedawno wstała. W chwilach bezsilności płakałam i ja. Byłam zmęczona, czułam się beznadziejnie. A do tego wszystkiego czułam, że zaniedbuję starszą córkę, męża, siebie... bywały dni, że płakałam już rano, leżąc jeszcze w łóżku. Bałam się co dzień mi przyniesie.
Były dni, kiedy po prostu chciałam uciec. Wyobraź sobie, że od rana masz bez przerwy płaczące dziecko, które śpi po 5 minut, rzadko odstępuje Cię na krok - wciąż musi Cię widzieć, bo jak znikniesz za drzwiami toalety, jest krzyk i to nie byle jaki- przeraźliwy, że jednocześnie oblatuje Cię strach i pęka serce.
High Need Babies
Majka nie jest typowym dzieckiem HNB. Bywały ciężkie dni, ale z czasem było coraz łatwiej.
Jak jest aktualnie?
Możemy spokojnie zrobić zakupy, mogę wyrwać się z domu na siłownię. Usypianie nie jest udręką, spacery stały się przyjemnością a jazda autem nie zaczyna i nie kończy się głośnym protestem Mai.
Nieraz zdarza się, że przygotowuję posiłki jedną ręką, ale szczerze już się przyzwyczaiłam.
Nie liczy się już tylko mama. U taty, czy babci na rączkach też jest fajnie. A tak w ogóle w pokoju siostry najlepiej, kiedy wywala się z szafek wszystko co wpadnie w ręce, a potem do tych szafek wchodzi i krzyczy się dumnie "Ee!".
Cycuś najlepiej smakuje na stojąco, posiłek siostry (ten sam) jest zdecydowanie lepszy, a na dworze można biegać ile sił w nogach, a trawę tak fajnie się zrywa ...
Krzesło, stolik, łóżko - wszystko na co można się wdrapać musi zostać "zdobyte".
Najlepiej na stópkach nosi się jedną skarpetkę i z telefonem, czy pilotem w ręku zdecydowanie szybciej się ucieka przed mamą.
Siostry
Hania i Maja to dwa żywioły. Już potrafią walczyć między sobą o zabawki, ale się kochają. Maja na widok Hani piszczy z radości i uwielbia się do niej tulić, a Hania bez Mai nigdzie się nie ruszy.
W dodatku jak na starszą siostrę przystało - bardzo dużo jej rzeczy tłumaczy i nawet oddaje ulubione zabawki, gdy młodsza płacze. Są momenty kiedy widać zazdrość, zwłaszcza młodszej o starszą, ale każdy dzień utwierdza mnie, że naprawdę się kochają.
Macierzyństwo, to pokonywanie krętej drogi.
To ciężka praca, pot, łzy i poczucie beznadziejności.
Jednak, nie wolno Nam wątpić w siebie. Potrzeba dużo miłości i cierpliwości. Z czasem naprawdę jest lepiej.
Krzyk zamienia się w uśmiech, poranne budzenie płaczem w buziaczki i przytulaski. Machanie rączką "pa pa" na do widzenia i mocne ściskanie malutkimi rączkami za szyję na powitanie.
Chwile, w których czułaś się beznadziejnie, szybko odchodzą w zapomnienie. Kochasz swoją malutką istotkę, jesteś gotowa dla niej znieść wszystko, a jej jeden uśmiech wynagradza wszystko.
Poza tym, jesteśmy tylko ludźmi i mamy prawo być sfrustrowani, czy zmęczeni.
Mówi się łatwo.
Ja wiem, że to tylko takie łatwe się wydaje. Gorzej jest, kiedy naprawdę jest się zmęczonym na tyle, że nie ma się sił na nic, czuje się beznadziejnym rodzicem, bo nie wie już co zrobić, by było dobrze- by dziecko spokojnie zasnęło, a ty mogłabyś w końcu zdjąć pranie z suszarki, które wisi już drugi tydzień.
Wiesz co Ci powiem - zaakceptuj. Będzie Ci łatwiej.
Pomyśl, tak długo czekałaś na swoje dziecko, twoje zmęczenie to tylko jedna mała przeszkoda na drodze, którą jesteś w stanie pokonać.
Poproś o pomoc, to nic nie kosztuje, a jeśli masz możliwość skorzystania z pomocy - męża, mamy, babci... poproś.
Grunt, to Twoje nastawienie.
Mam wymagające dziecko. Mamy swoje rytuały, których się trzymamy, bo to one pozwalają nam chociażby spokojnie zasnąć. Trochę to trwało zanim opracowaliśmy pewnego rodzaju system, by przetrwać dzień . W sumie powinnam powiedzieć- bym mogła przetrwać dzień.
Naprawdę był czas, kiedy byłam bezsilna i w dodatku powątpiewałam w swój instynkt macierzyński. Z Hanią było inaczej, intuicyjnie, spokojniej i radośnie.
Z Mają całkiem na odwrót. Mogę śmiało powiedzieć, że jakbym na nowo uczyła się być mamą.
Minął już rok. Ciężki rok, ale jednocześnie radosny i pełen miłości w naszym domu.
Z dnia na dzień widzę, jak moje dzieci rosną, razem się bawią, mam je przy sobie. A przecież nie każdemu jest pisane macierzyństwo.
Nie ma sensu marudzić i użalać się nad sobą.
Należy cieszyć się z tego co się ma. Z każdego dnia wspólnie spędzonego, z drobnostek.
M.
Jestem ciekawa jakie jest Twoje macierzyństwo.
Miewałaś chwile bezsilności? Jak sobie z nimi poradziłaś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentować może KAŻDY. Dlatego też, będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie ślad :)
Należy pamiętać, że dyskusja może się toczyć bez używania słów obraźliwych i krzywdzących.
Dziękuję Ci za odwiedzenie mojego bloga i zapraszam ponownie :)