A wszystko po to, by nie popsuć siostrzanych relacji...
Od 18 miesięcy jestem podwójną mamą i doskonale pamiętam swoje obawy - Czy poradzę sobie z dwójką maluchów, czy uda mi się zapobiec zazdrości między nimi?
Czy mi się udało chociaż po części osiągnąć ten cel?
Zacznę od początku...
Kiedy Hania miała niespełna półtora roku, wróciłam do pracy. Wracając do domu miałam wyrzuty sumienia, że nie spędzam już całego dnia z moim jedynakiem, że zamiast wymyślać super zajęcia, po pracy byłam zmęczona i po prostu szłam na łatwiznę- kładłam się i czytałam książki, układałam klocki, bądź po prostu wspólnie z córką malowałam.
Tłumaczyłam sobie, że nie liczy się co, a liczy się fakt, że robimy to razem i nie zostawiam dziecka przed telewizorem, poza tym pod moją nieobecność bawiła się świetnie ze swoim tatą, czy z dziadkami.
Będąc w kolejnej ciąży miałam jednak większe wyrzuty sumienia. Dlaczego?
Niestety bywało tak, że jednak dziecko siedziało i oglądało swoje ulubione bajki dłużej niż zwykle. Kiedy nudności atakowały , albo nie miałam siły ruszyć się z łózka i nie chciałam po raz kolejny odmawiać dziecku zabawy i spoglądać w smutne oczy, odwracałam uwagę bajką.
Niby wszystko z umiarem, a jednak byłam zła na siebie, że nie jestem w stanie zaoferować czegoś ciekawszego i że stan błogosławiony dawał mi tak w kość.
Klęcząc przy zimnej porcelanie płakałam. Płakałam, bo moje oczekiwania nie były takie, jaka okazała się rzeczywistość. Bałam się, czy poradzę sobie z rozdzieleniem czasu na dwójkę dzieci, na obowiązki domowe, męża, czy znajdę czas dla siebie.
Byłam gotowa poświęcić wszystko, byle tylko dzieci nie były poszkodowane, by każda z córek miała po równo dla siebie mamę.
Jednak w głowie wciąż brzmiało pytanie "czy tak naprawdę jest możliwość rozdzielenia czasu po równo?".
Z czasem samopoczucie wracało, mogłam nadrobić czas z córką i cieszyć się stanem dobrym samopoczuciem. Zaczęłam układać w głowie plan, który miał zapobiec zepsuciu siostrzanych relacji.
Gdy pojawiło się maleństwo, starałam się każdą wolną chwilę spędzić ze starszą córką, zrekompensować swoją tygodniową nieobecność, a także wszystkie chwile, w których nie będę mogła poświęcić swojej uwagi wyłącznie starszej córce.
Teoretycznie plan miałam dobry. Bałam się tylko, czy uda mi si go wcielić w życie. Modliłam się by ponownie nie doszło do zderzenia oczekiwań z rzeczywistością.
Nie chciałam by do naszego domu wkradła się zazdrość, nie chciałam by już na starcie siostrzane relacje były popsute.
Niemowlak wbrew pozorom nie potrzebuje wiele. Pełny brzuszek, czysta pieluszka i wygodne miejsce do spania. Na samym początku to właśnie starszak potrzebuje więcej uwagi i momentów w których będzie miał mamę na wyłączność, taką namiastkę tego co było zanim młodsze rodzeństwo przewróciło świat do góry nogami.
Dlaczego? Uważam tak, ponieważ będąc na miejscu mojego pierworodnego dziecka nie chciałabym poczuć się odrzucona. Dlatego to właśnie starsze dziecko potrzebuje potwierdzenia w przekonaniu, że w stosunku do niego nic się nie zmieniło, że nadal jest ważne i kochane.
Pojawia się ktoś nowy, jedyne co robi to płacze, a wszyscy są podekscytowani jego obecnością i nie zwracają uwagi na to, że starszakowi udało się samodzielnie ubrać, czy zbudować wierzę z klocków. Natomiast jeśli tylko będzie krzyczeć, zabierać zabawki, wszyscy zauważą, że ktoś dopomina się o uwagę.
Przy dobrej organizacji, na początku jest się w stanie poświęcić więcej uwagi starszakowi, by później przenieść ją na młodsze dziecko. Do tego czasu starszak oswoi się z nową sytuacją i zrozumie dlaczego młodsze dziecko potrzebuje mamę na już. Skłania nas to do jednej proste refleksji - nie jesteśmy w stanie rozdzielić czasu między swoje potomstwo po równo. Powtarzam sobie to codziennie, jednak mimo tego i tak pojawiały się wyrzuty sumienia.
Gdy po tygodniowej rozłące wróciłam do domu, Hania była szczęśliwa. Angażowałam ją we wszystko, pomagała przy Mai - podawała chusteczki, wybierała ubranka. Towarzyszyła podczas karmienia głaszcząc siostrę po ręce, prowadziła ze mną wózek, a gdy siostra płakała - śpiewała piosenki. Gdy przyjeżdżali goście, chwaliła się że jest starszą siostrą, że Majcia jest taka malutka i że nie wolno hałasować, bo siostrzyczka może się przestraszyć. Wszyscy nie mogli wyjść z podziwu, że Hania tak dobrze przyjęła siostrę, stała się samodzielna i że nie ma zazdrości. Nie było problemu ze zrozumieniem i pogodzeniem się z tym, że gdy płacze Maja, mama potrzebna jest na już.
Dziś mogę powiedzieć śmiało - udało się! Mój plan zadziałał w praktyce, chociaż naprawdę czasem bywało ciężko.
Oczywiście doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że mogło być gorzej. Majka jest HNB, ale przez pierwsze trzy miesiące była bardzo spokojnym dzieckiem. Większość dnia przesypiała, noce tak samo, dlatego też byłam wypoczęta, a między jednym a drugim karmieniem miałam czas tylko dla Hani. Tak było przez dłuższy czas, później zaczęłyśmy spędzać czas we trójkę. Podczas zabawy klockami, malowania, czy czegokolwiek innego towarzystwo malucha nie przeszkadzało, a nawet pomagało. Coś się działo, a maluch z zaciekawieniem obserwował.
Jak jest teraz?
Dziewczynki każdego ranka piszczą na swój widok, witają się, razem się bawią. Pałają do siebie siostrzaną miłością. Gdy jedna płacze, druga ją pociesza, przytula. Gdy jedna się przewróci, druga biegnie jej na pomoc.
Owszem, są sytuacje kiedy po prostu się biją - targają za włosy, wyrywają zabawki, czy płaczą o to, ze ta druga ma kubek z księżniczkami. Zabierają sobie kredki, mazaki, psują budowle z klocków -mogłabym wymieniać bez końca, ale zmierzam do jednego. Mają siebie nawzajem i gdy jedna jest u dziadków, druga nie potrafi znaleźć miejsca. Hania ma mnóstwo cierpliwości do siostry, Maja starszą siostrę naśladuje na każdym kroku.
A jak jest z tym rozdzielaniem czasu? Różnie. Kiedy młodsza śpi, razem ze starszą robimy coś, czego nie możemy robić z Majką - bawimy się koralikami, kleimy, malujemy farbami, czy lepimy z ciastoliny. Gdy jestem chora, źle się czuję, po prostu razem leżymy i oglądamy ulubioną bajkę albo czytamy książki. Dziewczyny pomagają przy rozwieszaniu prania, czy sprzątaniu, a nawet i w kuchni i chociaż większy z tego bałagan, to i tak robimy to ponownie razem. Jest ogromna radość, zaangażowanie, nauka współpracy i test dla mnie na cierpliwość, a także (nie ukrywam) dwa razy więcej sprzątania :) Oprócz tego jest także wspólnie spędzany czas, tylko ja i Hania - na basenie, w kinie, czy nawet podczas spaceru do sklepu. Maja zostaje w domu z tatą, czy babcią, a my z Hanią nadrabiamy pogaduchy.
Nadal uczymy się siebie nawzajem, spędzamy razem aktywnie czas i chociaż czasem młodsza skutecznie potrafi popsuć humor starszej psując jej efekty ciężkiej pracy, to po krótkiej chwili na ochłonięcie siostry bawią się razem. Młodsza stara się nie psuć nic, a starsza uczy się panowania nad swoimi emocjami.
Uwielbiam patrzeć, gdy razem się bawią, przytulają, gdy cieszą się na swój widok i dzielą zdobyczami.
Są wspaniałymi siostrami i mam nadzieję, że tak pozostanie.
M.
Czy mi się udało chociaż po części osiągnąć ten cel?
Zacznę od początku...
Kiedy Hania miała niespełna półtora roku, wróciłam do pracy. Wracając do domu miałam wyrzuty sumienia, że nie spędzam już całego dnia z moim jedynakiem, że zamiast wymyślać super zajęcia, po pracy byłam zmęczona i po prostu szłam na łatwiznę- kładłam się i czytałam książki, układałam klocki, bądź po prostu wspólnie z córką malowałam.
Tłumaczyłam sobie, że nie liczy się co, a liczy się fakt, że robimy to razem i nie zostawiam dziecka przed telewizorem, poza tym pod moją nieobecność bawiła się świetnie ze swoim tatą, czy z dziadkami.
Będąc w kolejnej ciąży miałam jednak większe wyrzuty sumienia. Dlaczego?
Niestety bywało tak, że jednak dziecko siedziało i oglądało swoje ulubione bajki dłużej niż zwykle. Kiedy nudności atakowały , albo nie miałam siły ruszyć się z łózka i nie chciałam po raz kolejny odmawiać dziecku zabawy i spoglądać w smutne oczy, odwracałam uwagę bajką.
Niby wszystko z umiarem, a jednak byłam zła na siebie, że nie jestem w stanie zaoferować czegoś ciekawszego i że stan błogosławiony dawał mi tak w kość.
Klęcząc przy zimnej porcelanie płakałam. Płakałam, bo moje oczekiwania nie były takie, jaka okazała się rzeczywistość. Bałam się, czy poradzę sobie z rozdzieleniem czasu na dwójkę dzieci, na obowiązki domowe, męża, czy znajdę czas dla siebie.
Byłam gotowa poświęcić wszystko, byle tylko dzieci nie były poszkodowane, by każda z córek miała po równo dla siebie mamę.
Jednak w głowie wciąż brzmiało pytanie "czy tak naprawdę jest możliwość rozdzielenia czasu po równo?".
Z czasem samopoczucie wracało, mogłam nadrobić czas z córką i cieszyć się stanem dobrym samopoczuciem. Zaczęłam układać w głowie plan, który miał zapobiec zepsuciu siostrzanych relacji.
Gdy pojawiło się maleństwo, starałam się każdą wolną chwilę spędzić ze starszą córką, zrekompensować swoją tygodniową nieobecność, a także wszystkie chwile, w których nie będę mogła poświęcić swojej uwagi wyłącznie starszej córce.
Teoretycznie plan miałam dobry. Bałam się tylko, czy uda mi si go wcielić w życie. Modliłam się by ponownie nie doszło do zderzenia oczekiwań z rzeczywistością.
Nie chciałam by do naszego domu wkradła się zazdrość, nie chciałam by już na starcie siostrzane relacje były popsute.
Niemowlak wbrew pozorom nie potrzebuje wiele. Pełny brzuszek, czysta pieluszka i wygodne miejsce do spania. Na samym początku to właśnie starszak potrzebuje więcej uwagi i momentów w których będzie miał mamę na wyłączność, taką namiastkę tego co było zanim młodsze rodzeństwo przewróciło świat do góry nogami.
Dlaczego? Uważam tak, ponieważ będąc na miejscu mojego pierworodnego dziecka nie chciałabym poczuć się odrzucona. Dlatego to właśnie starsze dziecko potrzebuje potwierdzenia w przekonaniu, że w stosunku do niego nic się nie zmieniło, że nadal jest ważne i kochane.
Pojawia się ktoś nowy, jedyne co robi to płacze, a wszyscy są podekscytowani jego obecnością i nie zwracają uwagi na to, że starszakowi udało się samodzielnie ubrać, czy zbudować wierzę z klocków. Natomiast jeśli tylko będzie krzyczeć, zabierać zabawki, wszyscy zauważą, że ktoś dopomina się o uwagę.
Przy dobrej organizacji, na początku jest się w stanie poświęcić więcej uwagi starszakowi, by później przenieść ją na młodsze dziecko. Do tego czasu starszak oswoi się z nową sytuacją i zrozumie dlaczego młodsze dziecko potrzebuje mamę na już. Skłania nas to do jednej proste refleksji - nie jesteśmy w stanie rozdzielić czasu między swoje potomstwo po równo. Powtarzam sobie to codziennie, jednak mimo tego i tak pojawiały się wyrzuty sumienia.
Gdy po tygodniowej rozłące wróciłam do domu, Hania była szczęśliwa. Angażowałam ją we wszystko, pomagała przy Mai - podawała chusteczki, wybierała ubranka. Towarzyszyła podczas karmienia głaszcząc siostrę po ręce, prowadziła ze mną wózek, a gdy siostra płakała - śpiewała piosenki. Gdy przyjeżdżali goście, chwaliła się że jest starszą siostrą, że Majcia jest taka malutka i że nie wolno hałasować, bo siostrzyczka może się przestraszyć. Wszyscy nie mogli wyjść z podziwu, że Hania tak dobrze przyjęła siostrę, stała się samodzielna i że nie ma zazdrości. Nie było problemu ze zrozumieniem i pogodzeniem się z tym, że gdy płacze Maja, mama potrzebna jest na już.
Dziś mogę powiedzieć śmiało - udało się! Mój plan zadziałał w praktyce, chociaż naprawdę czasem bywało ciężko.
Oczywiście doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że mogło być gorzej. Majka jest HNB, ale przez pierwsze trzy miesiące była bardzo spokojnym dzieckiem. Większość dnia przesypiała, noce tak samo, dlatego też byłam wypoczęta, a między jednym a drugim karmieniem miałam czas tylko dla Hani. Tak było przez dłuższy czas, później zaczęłyśmy spędzać czas we trójkę. Podczas zabawy klockami, malowania, czy czegokolwiek innego towarzystwo malucha nie przeszkadzało, a nawet pomagało. Coś się działo, a maluch z zaciekawieniem obserwował.
Jak jest teraz?
Dziewczynki każdego ranka piszczą na swój widok, witają się, razem się bawią. Pałają do siebie siostrzaną miłością. Gdy jedna płacze, druga ją pociesza, przytula. Gdy jedna się przewróci, druga biegnie jej na pomoc.
Owszem, są sytuacje kiedy po prostu się biją - targają za włosy, wyrywają zabawki, czy płaczą o to, ze ta druga ma kubek z księżniczkami. Zabierają sobie kredki, mazaki, psują budowle z klocków -mogłabym wymieniać bez końca, ale zmierzam do jednego. Mają siebie nawzajem i gdy jedna jest u dziadków, druga nie potrafi znaleźć miejsca. Hania ma mnóstwo cierpliwości do siostry, Maja starszą siostrę naśladuje na każdym kroku.
Nadal uczymy się siebie nawzajem, spędzamy razem aktywnie czas i chociaż czasem młodsza skutecznie potrafi popsuć humor starszej psując jej efekty ciężkiej pracy, to po krótkiej chwili na ochłonięcie siostry bawią się razem. Młodsza stara się nie psuć nic, a starsza uczy się panowania nad swoimi emocjami.
Uwielbiam patrzeć, gdy razem się bawią, przytulają, gdy cieszą się na swój widok i dzielą zdobyczami.
Są wspaniałymi siostrami i mam nadzieję, że tak pozostanie.
M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentować może KAŻDY. Dlatego też, będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie ślad :)
Należy pamiętać, że dyskusja może się toczyć bez używania słów obraźliwych i krzywdzących.
Dziękuję Ci za odwiedzenie mojego bloga i zapraszam ponownie :)